Cześć Wszystkim !
Mam
na imię Jarek i na prośbę założycielek bloga, czyli Kasi i
Sylwii będę co jakiś czas pisał dla Was recenzje filmowe. Jak
dziewczyny już wspomniały, Dirty Heels troszkę rozszerza swój
zakres tematyczny. W wyniku tego zostałem zaproszony do współpracy w dziedzinie filmowej. Muszę przyznać,
że początkowo byłem zaskoczony owym zaproszeniem: „Jarek na
blogu modowym”? Tego jeszcze świat nie widział. Ale po zastanowieniu się, doszedłem do wniosku, że warto
spróbować pisać o swojej pasji.
W
związku z tym, że wielkimi krokami zbliżają się najbardziej
rodzinne i niezwykle ciepłe Święta Bożego Narodzenia, pierwsza
recenzja filmowa będzie dotyczyła właśnie filmów o tematyce
świątecznej. Będzie to swego rodzaju ich przegląd. Postaram się
Wam przedstawić w mojej ocenie najlepsze filmy świąteczne, których
jeżeli jeszcze nie widzieliście, to mam nadzieję, że po tej
recenzji obejrzycie. Ich magia i czar są niebywałe! Każdy z nich
ma jakąś iskierkę, która sprawia, że jest wyjątkowy. Z całą
pewnością umilą Wam czas przedświątecznej gorączki, skłonią
do refleksji nad życiem i nad sensem Świąt. Zastanowicie się nad
podstawowymi wartościami i uczuciami, o których może czasami na co
dzień zapominacie. Gwarantuję, że w magiczny sposób Wam o tym
przypomną. Bo czyż kino nie ma w sobie magii? A tym bardziej w
Święta Bożego Narodzenia?
Na
rozgrzewkę „Wigilijny show” z 1988 roku w reżyserii Richarda
Donnera z genialnym Billem Murray’em w roli głównej. Film ten
jest jednym z najlepszych przykładów połączenia tradycji i
współczesności. Jaki tradycyjny element w sobie zawiera? Otóż
oparty jest na nieśmiertelnej „Opowieści wigilijnej” Karola
Dickensa. W związku z tym, mamy do czynienia z wyrachowanym i
absolutnie nieczułym głównym bohaterem, który za nic ma sobie nie
tylko Święta, ale przede wszystkim ludzi, w tym swoich bliskich.
Liczy się dla niego tylko i wyłącznie zysk. Tuż przed Bożym
Narodzeniem odwiedzają go trzy duchy: Świąt przeszłych,
teraźniejszych i przyszłych. Co najbardziej wstrząśnie głównym
bohaterem? Zapewne jak zawsze przyszłość. Teraz wątek współczesny
w tym filmie (aktualny nawet dzisiaj, a może i przede wszystkim
dzisiaj, mimo że film jest sprzed 25 lat). Wspomniany główny
bohater o imieniu Frank Cross jest żądnym pieniędzy i sukcesu za
wszelką cenę producentem telewizyjnym. Bratu na Święta wysyła
ręcznik firmowy, likwiduje tradycyjne przyjęcie wigilijne, każąc
automatycznie swoim podwładnym pracować w tym czasie. Odrzuca
miłość swojego życia. Czy na koniec jednak jest w stanie zmienić
całe swoje postępowanie? „Wigilijny show” swoją magię
zawdzięcza właśnie umiejętnemu wpleceniu historycznego
opowiadania do współczesnego świata. Nadaje to filmowi wydźwięk
absolutnie uniwersalny, nawet dzisiaj. Jestem przekonany, że każdy
w tym filmie znajdzie coś dla siebie. W końcu „cud może się
przytrafić każdemu”.
Kolejna
pozycja to film pt: „Cud na 34. ulicy”. Mam na myśli jego
współczesną ekranizację z 1994 roku w reżyserii Lesa Mayfielda.
Przyznam się szczerze, oryginału z 1947 roku nie widziałem, choć
jest podobno jeszcze lepszy od swojej nowszej wersji. Cała historia
zaczyna się niedługo przed Świętami Bożego Narodzenia od
świątecznej parady na ulicach amerykańskiego miasta. Organizuje ją
znany dom handlowy, który od jakiegoś czasu ma problemy finansowe.
Punkt kulminacyjny miały stanowić święta, a wisienką na torcie
miał być Święty Mikołaj. Niestety nie okazał on się wzorem
wszelkich cnót, a nawet jakichkolwiek cnót. W związku z tym,
całkiem przypadkiem, dom handlowy oferuje posadę przemiłemu
siwowłosemu starszemu panu, mieszkającemu w domu starców Krissowi
Kringl’owi. Owy Pan Kringle okazuje się być Mikołajem jakiego
ludzie zawsze pragnęli oglądać. Tym bardziej, że sam o sobie
mówi, że jest prawdziwym Świętym Mikołajem. Czy jest obłąkany?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam po obejrzeniu
filmu. Czy sąd na mocy prawa Stanów Zjednoczonych może orzec, że
Święty Mikołaj istnieje lub nie? Pytanie co najmniej dziwne, nie
sądzicie? Po obejrzeniu filmu okazuje się, że jest ono tylko na
pozór dziwne. Dlaczego? Święty Mikołaj jest jednym z symboli
Świąt. Rzecz jednak nie jest w tym czy wierzymy konkretnie w
Świętego Mikołaja, tylko w tym, czy wierzymy w to, czego jest
symbolem. Święta Bożego Narodzenia to symbol przezwyciężania
ludzkiego egoizmu i nienawiści. Niektórzy uważają to za
anachronizmy. Nawet jeżeli tak, to mimo wszystko mają one po dziś
dzień ogromną moc. Moc, która cały czas sprawia, że „rodzina
jest ważniejsza od świętego dolara”. To wszystko wpływa na nas,
a my stajemy się lepszymi ludźmi. „Cud na 34. ulicy” to
naprawdę przykład dobrego, familijnego kina z przesłaniem
aktualnym nie tylko dla dzieci.
Następnym
filmem, o którym powiem kilka słów, będzie „To właśnie
miłość” z 2003 roku w reżyserii Richarda Curtisa z wybitnymi
brytyjskimi aktorami. Prawdopodobnie jest to jedna z najlepszych
komedii romantycznych w historii kina. Na dodatek dotyczy Świąt
Bożego Narodzenia. Klamrą filmu jest ukazanie hali przylotów na
lotnisku. Z czym mamy tam do czynienia? Z eksplozją wszelkich
pozytywnych ludzkich uczuć w momencie, kiedy witamy swoich
najbliższych. To właśnie te uczucia sprawiają, że wszyscy
bohaterowi filmu doświadczają tego co najlepsze, tego co
najważniejsze w życiu: prawdziwej miłości, przyjaźni. Dotyczy to
wszystkich, niezależnie czy jest się aktorem filmów erotycznych,
podstarzałym zniewieściałym rockmanem, czy też premierem. Mnie
osobiście, poza fabułą filmu i wspaniałymi aktorami, urzeka
również forma i kompozycja tej komedii. Nie wiem jak Wy, ale ja
jestem wielkim fanem filmów, których bohaterowie i ich losy na
pozór nie mają ze sobą nic wspólnego. „To właśnie miłość”
jest najlepszym przykładem, że komedia romantyczna nie musi być
wulgarna, żeby była śmieszna. Może być ambitna i komercyjna
zarazem. Sądzę, że w dzisiejszych czasach określenia te nie muszą
się wykluczać. Kładłbym raczej akcent na to, aby określenia te
ze sobą współgrały, może nie zawsze, ale czasem na pewno nie
zaszkodzi.
Mówiąc
o Bożym Narodzeniu w kinematografii, nie sposób ominąć animacji.
Z ogromu filmów o tematyce świątecznej wybrałem „Ekspres
Polarny” z 2004 roku w reżyserii wybitnego Roberta Zemeckisa. Czy
mój wybór jest słuszny? Oceńcie sami. Osobiście uważam, że
jednak głównie dzieci będą owym filmem zafascynowane. Magia
świąt, czy też podróż fantastycznym pociągiem do siedziby
Świętego Mikołaja przyciągnie ich uwagę. Mnie osobiście na
przykład zafascynował animowany Tom Hanks. Film ten opowiada
historię chłopca, który traci wiarę w Święta Bożego
Narodzenia. Fantastyczna przygoda ma mu tę wiarę przywrócić. Tak
jak powiedziałem, animacja ta raczej dzieciom przypadnie do gustu.
Choć to absolutnie nie oznacza, że jest ona naiwna. Nic bardziej
mylnego. Podróż poza granice wyobraźni jest zawsze wciągająca.
Lubicie
kostiumowe familijne filmy fantasy? Jeżeli do tego, tak jak i ja
jesteście fanami aktora o chyba najbardziej plastycznej twarzy w
Hollywood - Jima Carreya, to będziecie całkowicie
usatysfakcjonowani produkcją z 2000 roku w reżyserii Rona Howarda pt: „Grinch: świąt nie będzie”. Akcja filmu
rozgrywa się w jednym malutkim płatku śniegu, w którym znajduje
się kraina Ktosiowo. „Żyli tam szczęśliwie Ktosie i ich
Ktosięta, a najszczęśliwsi oni byli, gdy zbliżały się święta”.
Ta początkowa zapowiedź nie sugeruje tak ogromnego przesłania jaki
ten film ze sobą niesie. Ale o tym za chwilę! Grinch w historii
odsłon miał wiele. Wszystko zaczęło się od amerykańskiego
autora książek dziecięcych Theodora Seussa Geisela, znanego jako
Dr Seuss. To on stworzył postać, jakby nie patrzeć - tragicznego
bohatera: owłosionego, zielonego, złośliwego Grincha. Nie cierpi
on Świąt, zawsze stara się przeszkadzać w ich obchodzeniu innym.
Co ciekawe, nie zawsze był taki. W dzieciństwie był miłym,
nieśmiałym chłopcem. Wszyscy jednak śmiali się z niego i z jego
inności. Ta trauma z dzieciństwa odcisnęła piętno na jego życiu.
Skurczyło mu się serce, niczego i nikogo nie lubi. Początek filmu
przedstawia dodatkowo bardzo ciekawe spostrzeżenie, czym dla Ktosiów
jest Gwiazdka. Liczą się dla nich tylko prezenty, ozdoby, paczki,
listy, wyróżnienia itp. Brak w tym jakiejkolwiek czułości,
bliskości międzyludzkiej, czyli tego, co powinno być dla nas
najważniejsze, szczególnie w Święta. Idealnym zwieńczeniem i
puentą tego filmu jest wypowiedziane na koniec stwierdzenie: „A
może Święta wcale nie biorą się ze sklepu”?
Polska
odpowiedź na rodzinne, pełne zaangażowania, miłości (różnego
typu) Święta to „Listy do M.” z 2011 roku w reżyserii Mitji
Okorna. Na dodatek jest to ewidentne wykorzystanie sukcesu „To
właśnie miłość”. Film ma podobną strukturę, ciekawą fabułę,
bardzo dobrą grę aktorską i przesłanie na temat miłości –
największego i najważniejszego z uczuć. Ta polska odpowiedź jest
naprawdę udana i warta obejrzenia, jeżeli jeszcze ktoś nie
widział. Mnie osobiście zafascynowała historia Wojciecha (świetny
Wojciech Malajkat) i Małgorzaty (Agnieszka Wagner) oraz małej
ciekawskiej dziewczynki, która jest w stanie odmienić życie
dorosłych, którzy tak wiele w życiu stracili.
Na
koniec filmy, bez których - jak utarło się mówić, nie ma świąt.
Można narzekać, że Kevin jest co roku, puszczają go w telewizji
do przesady itp. Mimo wszystko, prawda jest jednak taka, że oba
filmy o Kevinie i jego rodzinie są naprawdę dobrymi familijnymi
produkcjami. Ich reżyser, Chris Columbus nie robi złych filmów
familijnych. Kto z Nas nie lubił „Pani Doubtfire”? Kogo nie
urzekły dwa pierwsze filmy z serii o Harrym Potterze? Na Kevinie
możemy się śmiać, jest to naturalne. Powodów do śmiania się z
filmów o Kevinie naprawdę nie ma. Może tylko dostanie w głowę
pięć razy cegłą z wysokości kilkunastu metrów jest mało realne
- ale do wszystkiego pretensji mieć nie możemy!
Jak
Wam się podobał przegląd filmów świątecznych? Mam nadzieję, że
zachęciłem kogoś z Was do obejrzenia chociaż jednego z nich.
Jeżeli je już widzieliście, chyba Was nie zanudziłem?
Dotrwaliście do końca recenzji? Nie przypuszczałem, że ten
przegląd wyjdzie mi taki długi. Ale nie byłem w stanie napisać o
każdym filmie dwóch zdań. Nie zasługują na to! Kończąc, życzę
wszystkim Wam Świąt Bożego Narodzenia z prawdziwego zdarzenia,
pełnych nadziei, miłości. Niech filmy te umilą Wam czas
oczekiwania i same święta, a Wy cieszcie się czasem spędzonym w
gronie rodzinnym. Obdarowujcie się prezentami. Nie zapominajcie o
tym, co najważniejsze.
Do zobaczenia!
Jarek
Co za niespodzianka :-) wyrwałam do końca ;-] i zgadzam się z tobą w sprawie Kevina, wszyscy się z niego śmieją, no bo ile razy z rzędu można to oglądać, ale to bardzo fajny film
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz :) ochote mi narobiles na jeden film - zaraz zaczne ogladac Wigilijny show :) dzieki za ten przeglad i czekam na wiecej recenzji !
OdpowiedzUsuńBez sensu, mamy filmweb :d
OdpowiedzUsuńAle na filmwebie jest miliard informacji... a w recenzji tego typu chyba o to chodzi, żeby właśnie była subiektywna :)
UsuńKoniecznie muszę obejrzeć jeden z filmów! Super!
Jasne, że mamy i sami chętnie z niego korzystamy. Ale po to prowadzimy bloga żeby pisać o tym co nam się podoba i jak my postrzegamy wszystkie te filmy. A więc... sens widzimy :)
UsuńPozdrawiamy :)
Kocham film love actually, lubię go sobie obejrzeć nie tylko w święta ;) Uwielbiam grających w nim aktorów i ich humor.
OdpowiedzUsuńListy do M., to jedna z moich ulubionych polskich produkcji na święta.
Bez "Kevina" nie ma świąt, ale ja szczerze nie rozumiem fenomenu tej produkcji i znudziła mi się po pierwszym razie.
Ogółem ciekawe recenzje :)
Życzę miłych świąt i pozdrawiam!
http://destroyed-by-madness.blogspot.com/