Cześć Wszystkim ponownie,
Święta Bożego Narodzenia minęły,
mam nadzieję, że spędziliście je w miłej, rodzinnej atmosferze.
Mam również nadzieję, że znaleźliście coś dla siebie w
poprzedniej, pierwszej recenzji, która ze względu na wyjątkowe,
świąteczne okoliczności była nietypowa poprzez ilość
przedstawionych filmów. Przegląd filmów świątecznych był swego
rodzaju pilotażem, który jak się okazało, całkiem się
sprawdził. Nie ukrywam, że jest mi bardzo miło z tego powodu. W
związku z tym, co jakiś czas, w miarę systematycznie będą się z
Wami dzielił przemyśleniami na temat kinematografii. Opierał się
będę na recenzji jednego, wybranego raczej przeze mnie filmu.
Dziewczyny w tej kwestii dały mi wolną rękę, za co niewątpliwie
jestem im wdzięczny. Mam nadzieję, że będzie Wam się to
podobało. Wyrażając swoją subiektywną opinię na temat filmów
będę starał się Was zachęcić do zapoznania się z nimi,
żebyście i Wy mogli ukształtować swoją opinię na ich temat,
pozytywną lub negatywną. Może poprzez ujmującą tematykę
niektórych filmów, uda mi się przekazać Wam pewne uniwersalne
wartości lub pozytywne wzorce. Zapraszam, czytajcie, komentujcie,
jeżeli nie oglądaliście, oglądajcie, od dobrego kina głowa nie
boli... :)
Muszę się przyznać, że mając do
wyboru tak szerokie spectrum porządnej kinematografii, trochę
musiałem pomyśleć, jakie dzieło by tu wybrać na pierwszą
całościową recenzję. Nie chciałem na początku zasypywać Was
starymi filmami, więc postanowiłem, że sięgnę po film
współczesny. Może nie z gali tegorocznych Złotych Globów,
chociaż na niektóre z nich zapewne zwrócę uwagę w późniejszych
recenzjach. Pozostał do wybrania gatunek i tytuł filmu.
Pomyślałem, że skoro dziewczyny dały mi wolną rękę, sięgnę
po film ze swojego ulubionego gatunku, czyli dramatu. Dlaczego tak
lubię dramaty? Uważam, że właśnie najtrudniej nakręcić jest
dobry, ambitny film dramatyczny, który jednocześnie porusza,
czasami w racjonalnym stopniu potrafi wywołać na naszych twarzach
lekki uśmiech, ale przede wszystkim skłania do refleksji nad życiem
oraz nad tym, jak my zachowalibyśmy się w niecodziennych
sytuacjach, które dotykają bohaterów. Odpowiednie połączenie
kunsztu reżyserskiego i aktorskiego daje duże szanse na powstanie
dramatu, który zapadnie nam w pamięć. Gatunek został więc
wybrany. Pozostało wybrać „tylko” tytuł. Od razu przyszły mi
do głowy dwa filmy. Są to jedne z lepszych współczesnych
dramatów. Jednym z nich jest film z 2011 roku w reżyserii Stephena
Daldriego, reżysera „Lektora” i genialnych „Godzin”, pt:
„Strasznie głośno, niesamowicie blisko”. Postanowiłem, że to
właśnie tym filmem, jako pierwszym na blogu, chciałbym się z Wami
podzielić. Zastanawiacie się może jak brzmi tytuł tego drugiego
wg mnie bardzo dobrego współczesnego dramatu. Na razie tego nie
zdradzę. Może później Wam powiem, przy kolejnych recenzjach, jak
moja współpraca z Kasią i Sylwią zawiąże się na dobre.
„Strasznie głośno, niesamowicie
blisko”. Możliwe, że część z Was mogła ten film widzieć,
mimo to zachęcam do dalszej lektury recenzji. Jestem jednak również
pewien, że niektórzy z Was prawdopodobnie nigdy o nim nie słyszeli.
Dlaczego? Film ten nie wszedł w ogóle do polskiej dystrybucji
kinowej. O ile wiem, żadne polskie kino go nie wyświetlało, a
wyszedł on dopiero na DVD w kwietniu 2012 roku. Widocznie polscy
dystrybutorzy doszli do wniosku, że koszt zakupu praw do
wyświetlania go nie zwróci się w sprzedanych biletach. Cóż…
nic dodać nic ująć, a film obejrzeć naprawdę warto.
Film ten opowiada historię
dziewięcioletniego, niezwykłego chłopca Oskara Schella (Thomas
Horn), który musi zmierzyć się z nadzwyczaj trudną
rzeczywistością po śmierci swojego ojca Thomasa (zawsze genialny
Tom Hanks) - rzeczywistością po ciężko wytłumaczalnej śmierci
ojca. Bo jak wyjaśnić dziewięcioletniemu dziecku, nawet tak
bystremu jak Oskar, że dwa samoloty porwane przez islamskich
terrorystów uderzają w serce Nowego Jorku, w wieże World Trade
Center, czego wynikiem jest śmierć ponad 2 tysięcy niewinnych
ludzi, w tym ojca Oskara, który tego „czarnego dnia” poszedł do
jednej z wież po prostu na spotkanie biznesowe? Jak w tym wypadku
dziecko ma się pogodzić ze śmiercią ukochanego ojca niewiedząc
dlaczego on w ogóle zginął? Tym bardziej, że pogrzeb odbył się
nad pustą trumną. Jak swojemu dziecku ma to wytłumaczyć niemająca
tak dobrych z nim kontaktów jak ojciec, matka, Linda (Sandra
Bullock)? Podążając za słowami Oskara: „to wszystko nie ma
sensu”.
Jak już zapewne zdążyliście się
zorientować, głównym tematem filmu nie jest sam atak
terrorystyczny z 11 września 2001 roku, ale reakcja zwykłych ludzi
na konsekwencje jakie wywołał. W związku z tym, film ten, co
zapewne sporą część z was ucieszy, nawet w najmniejszym stopniu
nie jest produkcją stricte polityczną. W tym wypadku działa to w
sposób niezwykle korzystny dla fabuły. Dlaczego? Dzięki temu,
film, nie traci swojego charakteru opowieści o zwykłych ludziach -
mieszkańcach Nowego Jorku, którym w pewnym momencie razem z wieżami
World Trade Center zawala się cały dotychczasowy świat. Dodatkowo
ma się wrażenie, że fabuła nadała tym dramatycznym wydarzeniom
wydźwięk uniwersalny, że każda śmierć bliskiej osoby jest
ludzką tragedią. Państwo Schell są właśnie przykładem takiej
rodziny, która musi podnieść się z tej niezrozumiałej
katastrofy. W sposób szczególny musi się z niej podnieść Oskar,
który za wszelką cenę stara się odciągnąć w czasie moment
swojego pożegnania z ojcem, czyli moment pogodzenia się z jego
śmiercią. W jaki sposób stara się daną chwilę przedłużyć?
Otóż po pewnym czasie od wydarzeń „czarnego dnia” Oskar wśród
ubrań ojca odnajduje pewien klucz w kopercie z napisem „Black”.
Do jakiego zamka może być to klucz? Co w sobie kryje miejsce
zabezpieczone tym zamkiem? I w końcu, co to ma wspólnego z ojcem
Oskara? Postanawiając odnaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania,
dziewięcioletni chłopiec początkowo sam, później z pomocą
intrygującego pomocnika, wyrusza w niezwykłą podróż ulicami
Nowego Jorku, spotykając na swojej drodze najróżniejszych ludzi.
Poza tym, fenomen filmu polega również na tym, że Oskar, wychodząc
z domu i szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania, odbywa
również podróż w głąb siebie. Musi stawić czoła swoim własnym
lękom (a nie jest ich mało). Musi zrozumieć, że nie można w
nieskończoność odwlekać chwili pożegnania z najbliższą osobą,
gdyż to może powodować konflikt z osobami, które przy nim
zostały, w tym wypadku z własną matką. Czy to wszystko Oskarowi
się uda? Czy odnajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania? Jaką w tym
wszystkim rolę pełni matka Oskara? Obejrzyjcie, a przekonacie się
sami. Jeżeli opowiadanie to wolicie poznać w formie książkowej,
przeczytajcie powieść Jonathana Safrana Foera o tym samym tytule,
na podstawie której opisany film nakręcono.
Podsumowując, jeżeli filmu nie
oglądaliście, gorąco Was do tego zachęcam. Gwarantuję, że
fabuła Was wciągnie i zaintryguje. Spotkałem się oczywiście z
głosami, że film ten jest zbyt patetyczny, że w zbyt przesadzony
sposób opisuje ludzkie wartości, że jest zbyt sztampowy podział
na złych nieuchwytnych sprawców i dobrych niewinnych
pokrzywdzonych. Cóż mogę na ten temat powiedzieć? Jeżeli w tym
filmie ludzkie wartości są potraktowane zbyt patetycznie, to niech
Ci krytycy pokażą mi film, w którym wg nich takie same wartości
nie są potraktowane zbyt górnolotnie przy jednoczesnym zachowaniu
tak wysokiego poziomu artystycznego filmu. Przy bardzo dobrej grze
aktorów, pięknej muzyce i bardzo dobrych dialogach, oglądając
„Strasznie głośno i niesamowicie blisko” staniecie się
świadkami walki zwykłych ludzi z nieludzkimi przeciwnościami losu.
Dzięki, pozdrawiam
Jarek
Zdjęcia - Filmweb
Mam od dłuższego czasu, ale nie mogłam się zebrać, żeby obejrzeć. Zachęciłeś mnie. Zrobię to wkrótce. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńaż chyba obejrzę jeszcze raz! :)
OdpowiedzUsuńJak to się stało, że w tym filmie gra Tom Hanks a ja go jeszcze nie widziałam??????????????:O SZOK! Lecę to nadrobić. Dzięki!!
OdpowiedzUsuńGreat video!!!
OdpowiedzUsuńAngela Donava
http://www.lookbooks.fr